Słońce chyliło się ku zachodowi, strażnik na murze postawił kołnierz i zapiął płaszcz.
- Będzie chłodna noc - pomyślał spoglądając na północ. W tym momencie coś przykuło jego uwagę, przymrużył oczy, po czym sięgnął do kieszeni po starą lunetę, którą zaraz przyłożył do oka. Po chwili zabawy i trzęsienia soczewkami udało mu się złapać ostrość.
- Nasi wyjechali, aby rozprawić się z tymi moto-mutantami, powinni już wracać, może to oni.
Z kłębów kurzu i pyłu wyłonił się pojedynczy jeździec na maszynie moto-mutantów. Bez chwili wahania strażnik uderzył na alarm. Ostre uderzenia metalu rozbiegały się po arce, zaraz paru innych ludzi pojawiło się na murze obok niego, sygnał alarmowy ucichł wraz z głuchym łupnięciem opadającej blokady na wrotach.
Jeździec na dwukołowej maszynie pędził na złamanie karku trąbiąc w kierunku zatrzaśniętych wrót, wyglądało jak by dopiero w ostatniej sekundzie zorientował się że brama jest zamknięta. Wtedy to zaczął gwałtownie hamować. Ponieważ przed samą bramą była masa piachu i innego gruzu, jeździec stracił panowanie nad maszyną i wpadł w poślizg, on ślizgając się na plecach w jedną a motocykl w drugą stronę.