Jak co roku ratusz miejski dzielnicy Kensington przyjmuje pod swój gościnny dach starych i młodych świrów jarających się grami spod znaku wielościennej kości. A że sam zaliczam się do powyższego grona, nie mogło mnie tam zabraknąć.
Dragonmeet, niczym smoki z godła Anglii, stoi prężnie na dwóch nogach - jedną pazurzastą łapą turla kośćmi na licznych sesjach, drugą przebiera w dobrach komercyjnych oferując graczom okazje do uszczuplenia portfeli. Gdzieś tam z tyłu powiewa ogon-kikut prelekcyjny, na którym tuzy i celebryci branży prezentują się, swoje pomysły tudzież wspomnienia. Jakby nie patrzeć proporcje odwrotne niż znane z polskich zlotów, gdzie bloki prelekcyjne trzymają się mocno rozsadzając tabelki Excela.
Wróćmy jednak na angielską ziemie. Blok sesyjny podzielony jest na dwie części poranną i popołudniową. Gry cieszą naprawdę DUŻYM zainteresowaniem, co specjalnie nie dziwi wszak to doskonała okazja, żeby poznać nowe systemy, zagrać w odmiennym towarzystwie, podłapać pare trików czy po prostu dobrze się bawić. Przy zapisach obowiązuje jedna reguła: kto pierwszy, ten lepszy. Niekiedy wygląda to po prostu tak, że org ciska na stół kartki, po czym ucieka przed żądną rozrywek tłuszczą. Kto szczęśliwie umieścił swoje imię na liście, może śmiało ruszać do gry. Sale, w których odbywają się sesje, rozsiane są po całym budynku. Zwykle są to spore pomieszczenia współdzielone przez kilka(naście) drużyn. Dla niektórych to warunki nie do przyjęcia, a tu proszę da się grać.
SCOOBY DOO........F'TAGHN! MG Achtung! Cthulhu Moja druga sesja również odbywała się w mackowych klimatach. Achtung! to seria kampanii/scenariuszy roszerzających uniwersum Zewu o lata II Wojny Światowej hulająca na zasadach 6. edycji. Notka dla zainteresowanych: nadal nie wiadomo dokładnie kiedy będzie “siódemka”, a mechanika będzie w zasadzie taka sama z pewnymi dodatkami. Na Smokowisku prowadzono testy nowego scenariusza z wojennej serii, który jakaś bluźniercza ręka opatrzyła złowieszczym napisem: "Dodać renifera!". W przygodzie przyszło nam wcielić w grupę brytyjskich komadosów walczącą z koszmarem zamierzchłych eonów (i nazistami) na norwesko-fińskim pograniczu. Tym razem zorientowanie na walkę było jak najbardziej na miejscu. |
Ponoć najfajniejsza przygoda |
Choć sesji jest sporo, nietrudno zgadnąć, że dla wszystkich nie starczy miejsca. W tym roku z pomocą przyszli Indianie oferując partyzanckie harce w wigwamie. Pozostałe zagubione owieczki z chęcią przygarniali opiekunowie gier planszowych. Obrazek jaki zastaniemy w sali planszówkowej nie różni się zbytnio od widoków znanych z polskich gamesroomów - liczne głowy pochylone nad kolorowymi rekwizytami wsłuchane w wywody tłumacza. Wśród oferowanych tytułów znajdziemy klasyki, nowości i prototypy, więc dla każdego znajdzie się coś miłego. Zmęczeni zabawą gracze, mogą następnie pomęczyć swoje sakiewki.
Lords of War W przerwie między sesjami potestowałem dość agresywnie promowaną karciankę Lords of War. Starter zawiera armie orków i krasnoludów, tłukących się na planszy 6x7 - zabawa wydawała się ciut zbyt losowa jak na mój gust, jednak jeśli ktoś lubi lekkie karcianki z taktycznym zacięciem, może próbować zgłębić temat. W planach są oczywiście kolejne armie/dodatki oraz porty na tablety. |
Krzepka wdowa (Lords of War) |
Stracone dusze, które już znudzą się całym przepychem, mogą poczłapać do sali prelekcjnej. Na poprzednich edycjach było to skromne pomieszczenie ukryte pod sceną sali handlowej, w tym roku prelegenci brylowali na ratuszowej sali obrad. Jako że oddałem się kościanym igraszką, dotarłem ino na ostatnią prelekcję.
Brytyjski przemysł RPG - skąd pochodzi, dokąd zmierza? Zaczęło się od wspominek jak to dawniej bywało dobrze bywało, jakie to nakłady się drukowało i ile schodziło na pniu. Niestety teraz i na Wyspach RPG to raczej hobby a nie biznes. Brytyjczycy udają Amerykanów, żeby sprzedać więcej, a i tak Cubicle potrzebuje z dziewięć miesięcy, żeby upłynnić 2000 podręczników. Nota bene, schodzi głównie papier, a elektroniczne wersje tak sobie. Co robić pyta fandom? Śpiewka znana z polskich portali - może wyjść do młodzieży, może do rodziców, a może pogodzić się z faktem, że RPG ma mocniejszych konkurentów i po prostu robić dobre rzeczy w swojej niszy. Crowdfunding, póki co nie wiadomo czy pomoże, czy raczej zaszkodzi branży. Z jednej strony chroni firmy przed działaniem po omacku i zapewnia pieniądze na produkcję, z drugiej strony istnieje obawa, że zbiórki nasycą rynek (kto chciał, to brał) i nadprodukcja odbije się niekorzystnie na sklepach, które i tak mają się nie najlepiej. Generalnie tak dobrze jak było, już nie będzie - co najwyżej potanieje druk w kolorze i tyle. Puenta jest taka, że RPG nie zginie - bo przyjęło na klatę, co miało przyjąć, i choć ginie od kilku lat, to nie może; a nawet jak wszyscy wydawcy padną, to ludzie i tak będą grać w to, co już mają. |
Ken & Rob talk about stuff - CC-BY-NC tim ellis |
Dragonmeet to impreza jednodniowa (10:00-18:00). Bilety na tą przyjemność kosztują 10/8 (normalny/ulgowy) funciaków. Zakupione w przedsprzedaży są odpowiednio tańsze i przede wszystkim dają szansę załapania się na najciekawsze (czasem jakiekolwiek) sesje. Osobiście bardzo lubię ten konwent i pojawiam się nań co roku do czego zachęcam wszystkich fandomersów.
O dzięki Misiołak! Widzisz i wcale jednak nie musiałem być. Po tym jak przeczytałem Twoją relację , czuje się jak już bym był i wiem wszystko.
OdpowiedzUsuńPS. Captche można wyłączyć na blogspocie, Google dosyć sprawnie wychwytuje spam.
SCOOBY DOO........F'TAGHN!
OdpowiedzUsuńChodzi o tą przygodę?
http://theosrlibrary.blogspot.com/2012/09/scooby-doo.html
O! dokładnie ta sama.
Usuń