14 maja 2013

Carnival #43 - Entry through the FLG store


In 43rd iteration of our role playing fest we shall talk about the gaming industry and market (especially in Poland). Let's face it - three publishers, who release a book from time to time (if they are in a good mood which seems to be a very important factor), don't make an industry. And bunch of people, happy about munching over and over again the same old game bought in 1995, doesn't stand for a market (even potential). For that reason I'm simply switching to the proper language of the industry. 


Almost every bit of gaming evolution is happening either somewhere on the other side of the river or across the pond. If one wants to keep up with the latest global trends or/and explore the oldest megadungeons of D&D, then English is his best friend. Even if a true RPG revolution occurs by chance in our little country, it won't get any recognition from the world's gaming community. Not until it's translated.

Smart companies are turning into English (and pretending the are American, just because the market is so much bigger overseas). GRAmel is publishing great settings like Beasts&Barbarians or Peacemakers straight to DriveThru and Wolsung is turning even more Victorian by adapting the language of noble Brits.

Fundom is sooo disapointed.
What I'm trying to say is that industry is driven by money and money come from customers who are buying stuff. And as we talk about industry I would like to take this opportunity and add few words about the third, often neglected, part of the equation - retailers - people who act as middlemen between gamers and game makers. There is an ongoing dispute about the importance of friendly local game stores (FLGS) and their fragile life on the brink of extinction.

FGLSs are obviously selling games, but there is a lot of added value. For many local shops act as an entry point to the hobby - a cool place to hang out, play games and talk about them. As such they are bringing a very important, socializing aspect to known-for-awkwardness community. On the other hand, brick&mortar shops are no match for online retailers when we start talking about prices.

They don't seem to hang around your FLGS, do they?
As I said this case is causing some turmoil in the industry and doesn't seem to have an elegant solution so far. Even as more and more publishers are embracing Kickstarter and other self-distribution channels, they are still taking an effort to present a good deal for local stores. There are also amazing initiatives like Free RPG Day or Tabletop Day which are trying to bring new people (and money) into the shops. Not to mention popular Big Bang Theory show featuring a FLGS as a part of geeky lifestyle.

But are these efforts valid and are the shops worth saving after all? If FLGS owners can't come up with a working business model, should we support them out of charity? Or rather close every local game shop and accept virtual solutions? Maybe there is no more space for FLGSs - they should transform into gaming clubs with set fees? Or open-for-all caffes treating games as a bonus gimmick?

Do we care?

photo credit: Nikita Kashner via photopin cc
photo credit: Vim Trivium via photopin cc

8 komentarzy:

  1. Dzięki wielkie za cegiełkę do Karnawału.

    Moim zdaniem sklepy stacjonarne wciąż cieszą się powodzeniem, ale nie ze względu na to, że tylko sprzedają. Wydaje mi się, że to głównie "inne atrakcje" kreują społeczność, która staje się później klientami.

    Czy warto coś wspierać charytatywnie? Jeżeli mamy pieniądze i chcemy to robić, to czemu nie? Natomiast, charytatywność wymuszona litością nie jest dobrą sprawą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kiedyś w każdym dużym mieście były sklepy z RPGami. W chwili obecnej sklepów nie ma, jest za to wszędobylski Internet."
      To jak? Cieszą się powodzeniem czy ich nie ma?
      A jeżeli są i cieszą się powodzeniem z innych powodów niż sprzedaż, to może powinny się raczej skupić na tych "innych atrakcjach"?

      Usuń
    2. Bardziej o planszówkach, ale problemy identyczne: http://boardgamegeek.com/thread/943754/my-friendly-local-gaming-store-is-great-but-i-will/page/1

      Usuń
  2. Pamiętam, że w Katowicach były dwa sklepy z RPG, w Krakowie trzy, w Sosnowcu był jeden.

    W chwili obecnej w Katowicach kojarzę dwa. W Krakowie stoisk z grami planszowymi jest kilka, pojawił się Dragonus i sklep zgrami.pl, dodatkowo jest Magic Games.

    Jedyna różnica między sklepami kiedyś a dzisiaj jest taka, że kiedyś było w nich mnóstwo RPGów, graczy, spotkań itd. A teraz wchodzisz do sklepu i dostaniesz planszówki i bitewniaki. RPGi są sprzedawane jako margines,jest tam tylko tzw. mainstream. Nie pamiętam też, żebym też kiedykolwiek trafił w sklepie na graczy RPG.

    Stąd uważam, że sklepy z RPGie straciły się z rynku. Wciąż natomiast są sklepy stacjonarne, które dzięki budowaniu społeczności (głównie planszówkowych) trawają. Kiedyś tymi społecznościami były grupy RPGowców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, planszówki mają swój boom, ale za chwilę mogą być passe - i wtedy może być ciężko, bo ebay, kickstarter, amazon, meetup, facebook etc. Wówczas zobaczymy jak silna jest ta społeczność.

      Usuń
  3. W kilkusettysięcznym Bielsku- Białej były swego czasu dwa sklepy.
    Ludzie nie grają w sklepach z prostej przyczyny - to zabawa, którą lepiej bawić się w zacisznym miejscu, a nie w zgiełku i co rusz pojawiających się w klientach pytających w co gracie, albo dających dobre rady "to piźnij go obuchem miecza".
    Wszyscy znajomi właściciele sklepów stacjonarnych w Polsce o tym mi mówili.
    Pomimo że taki bielski Gnom ma wspaniałe warunki do grania - knajpa, sklep etc. to ludzie grają w domach.
    Poza wagarowiczami, którzy stanowią margines. Teraz już mało kto opuszcza tyle lekcji co np. ja...heh


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiało polskim klymatem. Dziwne, że w UK grywają (a konwenty to już pewnie prawdziwy horror dla polskiego gracza), ale wiadomo oni toto w ogóle przecież tylko popcorn jedzą i kolę popijają.

      Jeżeli sklepy zarzucają takie imprezy jak D&D Encounters, to komfort grania nie jest powodem.

      Usuń
    2. Ciekawostka: przeglądam stare MiMy i znalazłem coś takiego jak nawigator sklepowy, zawierający tabelę ok. 30 sklepów z całego kraju z różnymi etykietami - w 1998 2/3 sklepów oferowały "możliwość gry na miejscu", a tylko 1/3 mogła się pochwalić sprzedażą wysyłkową.

      Usuń