28 października 2015

Witcher World #3-4 - Oko Yrrhedesa


Opowieść zasłyszana w karczmie "Krzywy Cios" z ust niejakiego Hansa Kosa:

W tych podziemiach ciasnota straszna była, a i różne plugastwa się gnieździły. Szczęściem prędko dotarliśmy koboldzich jaskin. Pędraki strasznie łase na monety były i wykup więźniów nam oferowały. To poszliśmy obadać towar, a tu niespodzianka! Dante jak żywy w klatce siedzi i słodką gadką jakieś dziewcze próbuje zbałamucić, co w klatce obok siedziało. No to wzięliśmy się z koboldami targować. W końcu znokautowałem chciwą bestię - trzeba było brać tyle, ile oferowaliśmy. Biedny frajer nie wiedział, że ma do czynienia z GOY-12!


Po otwarciu klatek nasz wydawałoby się zaufany pomocnik Kor i hyc - magicznym portalem chciał uciec.  Widząc to z Radagastem rzucilim się na niego i tak jakoś niefortunnie na nóż się nadział. W międzyczasie Dante ciepnął ogłuszonego kobolda w portal. Po jaką cholerę , to nie wiem - by sprawdzić dokąd prowadzi portal? W każdym razie strażnicy na zewnątrz lochu musieli usłyszeć całe zamieszanie, bo zaraz przybyli z pomocą... i zaczęła się jatka. 


Wojownicy nacierali fala za falą, ale każdy atak odparliśmy. W końcu udało nam się przegonić ich w głąb tuneli. Kiedy stwierdziliśmy, że podziemia są puste, przystąpiliśmy do plądrowania. Po krótkiej kłótni na temat podziału łupów Fistach przywrócił nas do porządku i przypomniał nam o celu misji. 

Okazało się, że jedyną drogą do naszego celu było przekroczenie podziemnego jeziora. Triss, dobrze wyczuwała, że coś się czai w mrocznej topieli. Mimo to postanowiliśmy zabrać łódź i udać się bocznym kanałem (co nie było wcale takim dobrym pomysłem). Nie tylko w jeziorze żył potwór, w wąskim kanale dopadł nas kraken! Macki ściągały jednego za drugim z pokładu łodzi. Po wyczerpującej walce udało nam się karkena przepędzić. Z tym że Dante stracił swój miecz zatapiając go w ciele potwora. 

Dante nie mógł przeboleć miecza. Wpadł na szalony pomysł, że będzie wędkował na ośmiornicę przy pomocy liny z hakiem i martwego kobolda w roli przynęty.  Po pierwszym braniu do Dantego dołączył Radagast, we dwóch ubili bestie (ale miecza nie odzyskali; nie wiem czemu Dante był tak zdesperowany, aby go odzyskać; zwykły kawał stali jakich wiele, może to jakaś pamiątka rodzinna, to już jest nie istotne i tak już przepadł). 


W międzyczasie reszta ekipy wrzucała ciała poległych koboldów do jeziora, aby nasycić apetyt drugiego potwora i zapewnić nam bezpieczną przeprawę. Na drugim brzegu jeziora zastaliśmy piękne wejście do świątyni wykute wysoko w skale. Tu nieoczekiwanie Dante wykazał się niesamowitymi umiejętnościami wspinaczki, które ułatwiły reszcie grupy drapanie się po skałach. 

Po sprawnym pokonaniu wymarłej części świątyni, gdzie znaleźliśmy kości innego poszukiwacza i nawet szkielet poległego bazyliszka. W końcu dotarliśmy do wielkiej komnaty z kamiennymi posągami demonów. Jak tylko przestąpiliśmy próg sali dwa z posągów ruszyły w naszym kierunku. Po chwili chaosu drużyna się ogarnęła i przystąpiliśmy do walki. Po udanych atakach magicznych Triss, wsparciu muzycznym Dantego i ostrym ostrzale Radagasta, golemy zaczęły się sypać, przy okazji mało mnie nie wykańczając.

Po pokonaniu demonów, przedostaliśmy się do mniejszej komnaty ze zniszczonym, acz żywym(!) posągiem kobiety. Zaklęta kapłanka poprosiła nas o zdjęcie klątwy i zniszczenie Oka znajdującego się za drzwiami z ołowiu. Kapłanka ostrzegała nas też przed otwieraniem żelaznych drzwi oraz rychłym trzęsieniu ziemi, które wywoła moc uwolniona ze zniszczonego Oka. że musimy uciekać zaraz po zniszczeniu oka bo góra się zawali. Po przeszukaniu skrzyń znaleźliśmy olbrzymie bogactwa, i tu się narodził kolejny problem jak to przetransportować... 


Odczyt z kryształu pamięci dostarczonego do kaedweńskiej placówki dyplomatycznej:

Dużo złota i dobroci znaleźliśmy w komnacie - żal było zostawiać… a wrócić po to nie będzie jak. Długo debatowaliśmy co zrobić z kosztownościami. W końcu zabraliśmy ile się dało, a resztę zostawiliśmy, chociaż serce się krajało.

<w raporcie dla Loży prosimy o niewylewanie osobistych żalów>


Radagasta nurtowały pytania odnośnie Vlany, więc poprosił Dantego o wnikliwe przepytanie towarzyszki. Vlana wyznała, że jest ona redańskim agentem i szpiegowała Margrabiego Mahakamskiego, który spiskuje z Czarnymi. Ponoć zbiera on oddziały, aby w stosownym momencie uderzyć na Temerię. Niestety przykrywka Vlany została spalona, nim detale wyszły na jaw. 

Wreszcie Hans otworzył wielkie drzwi prowadzące do AZSu. Na samym środku znajdował się ołtarz z błękitnym kryształem, wewnątrz którego pływa biała źrenica. Fistach po chwili namysłu wydał rozkaz zniszczenia oka. Komnata zabezpieczona była zaklęciem nekromantycznym 6 klasy, wskrzeszającym strażników Oka. Nieumarłych zneutralizowałam kontrzaklęciem, ale z Okiem czekała nas cięższa przeprawa. Najlepszym rozwiązaniem okazała się walka dystansowa. Zasypane pociskami Oko rozprysnęło się na milion kawałków. Wnet ściany poczęły szronieć i zrobiło się piekielnie zimno.


Wycofaliśmy się z pomieszczenia i tylko Hans gdzieś się zawieruszył. Głupek uparł się, aby otworzyć wrota z przepowiedni. Wrota, których nie wolno nam było otwierać! Nieopisany ziąb przeszył Hansa. Już wiedział, że jedynym wyjściem z tej sytuacji będzie ucieczka. Widzeliśmy Hansa w oddali. Biegł… zwalniał... szedł….zamarł... począł rozpadać się.

<adeptka Triss spędza zbyt wiele czasu w towarzystwie bardów, Loża prosi o konkrety>


Hans stracił nogę od kolana w dół. Zatrzymałam proces zamarzania zaklęciem Borygo. Pochwyciliśmy Hansa i uciekliśmy z zawalającego się kompleksu. Po opuszczeniu podziemi padliśmy z wycieńczenia. Rankiem zbudziliśmy się przykryci grubą warstwą śniegu. Vlany już nie było. ''Spie@#$% suka'' 

<ekhem>


... zawołał Radagast. Jednak  bardziej palącym problemem było ocalenie Hansa, więc zniknięcie Vlany zeszło na drugi plan. Zaczęłam przygotowania do rytuału regeneracyjnego. Radagast okazał się być biegłym w identyfikowaniu przydatnych składników. Cytuję: ''krew brzydkiego, łysego sku@#$%^ z nosem jak Gargamel będzie potrzebna do zakończenia rytuały".


Chodziło oczywiście o trolla. Radagast wytropił jednego w okolicy i począł snuć plany ubicia stwora. Monolog Radagasta był dłuuugi, a jego puenta następująca:

  • Trolla należy atakować w miękkie tkanki (najlepiej oko) i błyskawicznie, bo bestia szybko się regeneruje.
  • Z trollami da się dogadać, jeśli masz coś do zaoferowania.

Do Dantego przemówiło zwłaszcza to drugie rozwiązanie. Z tym że wkrótce przypomniał sobie, że ''Nie ma k@#$% lutni!''. Szczęściem troll, którego namierzyliśmy, była poniekąd artystą. Barrdzo mu zależało na strasznej masce godowej, takiej aby "kobita czuć, że ja wielka i silna Troll". Troll wyczuł w Dante bratnią duszę i w mgnieniu oka stali się przyjaciółmi. W zamian za krew do rytuału uczyniliśmy przepiękną maskę z resztek gryfa, rogów jelenia i liści. A macka z krakena posłużyła za długi, obrzydliwy ozór.

<to też się wytnie; co z rytuałem?>


Przed rytuałem pogrążyłam się w transie Albedo i zażyłam eliksir wzmacniający. Hans został umieszczony na ołtarzy przygotowany zgodnie ze wskazówkami znalezionymi w Diariuszu Paramedusa. Mogę stwierdzić, że bez wątpienia udało mi się utworzyć ektoplazmon transplantacyjny III stopnia.


<to chyba będzie wszystko>


Ale jeszcze nie skończyłam! Co z leszym, którego Dante zadusił gołymi rękami?! I bandytami na przedgórskim trakcie? I weselem?

<TRZASK>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz