18 czerwca 2012

Kod Dostępu - Wprowadzenie 00

Około 50. lat temu astrofizyk-noblista, John Newton II, założył stowarzyszenie astromistyków. Stowarzyszenie miało charakter religijny, aczkolwiek sakralny wymiar zgromadzenia był silnie zakorzeniony w nauce. Newton utrzymywał, że odkrył dowód na to, iż Bóg istnieje i jest czymś na kształt robota, zarządzającego naszym wszechświatem. Newton twierdził również, że dzięki swoim badaniom wszedł w posiadanie "kodu dostępu" do panelu sterowania Bogiem-robotem. Do stowarzyszenia dołączyli nieliczni eksperci z zakresy fizyki, robotyki, a także etyki i religioznawstwa, chcący pracować nad kluczem do zrozumienia kodu. Większość środowisk naukowych odrzuciło rewelacje Newtona jako urojenia starzejącego się umysłu. Szeroko zakrojona akcja propagandowa zdeklasowała stowarzyszenie i ośmieszyła głoszone przez nie tezy o Bogu-robocie.
Dawkins, K.G., Wielkości urojone, 2083, 13


Szamani ulicy zgodnie twierdzą, że marzec 2088r. był najbardziej parszywym miesiącem w Orlando od czasów atomowej jesieni. Huraganowe nawałnice szalejące nad wolnym miastem były jednak niczym w porównaniu z medialną burzą, jaka przetoczyła się przez cascadiańskie media po wydarzeniach w McMiken Heights. Stacje trideo przez cały tydzień fascynowały się "zamachowcami z Seattle". Dopiero łóżkowe ekscesy wschodzącej gwiazdki cybergotyckiego amitrashu, Eris, odciągnęły dziennikarskich szpicli od sprawy. Erotyczne wygibasy to jednak zbyt mało, by odwrócić uwagę rządowych garniturów - Droni nie miał co do tego złudzeń. Podwójne helisy podrasowanego kociego DNA podpowiadały mu, że w końcu spadnie na cztery łapy. Niestety obecna sytuacja bardziej przypominała skok z deszczu pod rynnę.

Wiara w zbawcze trzy tysiące mil między Seattle a Orlando niejednego naiwniaka zaprowadziła już do parku sztywnych. W świecie, w którym informacje blitują po całym globie w ułamkach sekund, żadna odległość nie jest bezpieczna. Tu potrzebni są ludzie, którzy znają się na robocie w cieniach i potrafią pilnować swoich pleców. Droni ciężko zapracował na tę wiedzę – następną ekipę miał zamiar sprawdzić bardzo dokładnie, choć było to zadanie równie bezpieczne, co wpychanie ogona między zamykane drzwi. 

Po pierwsze, musiał zmylić myśliwych, a najłatwiej oszukać myśliwych, gdy ma się po swej stronie psy gończe. Problem w tym, że psy nie lubią kotów. John Rambo był rasowym tropicielem, o czym świadczyła długa lista nagród, jakie zgarnął w swojej karierze. Chociaż przez większość życia nie traktował izmów swych rodzicieli zbyt serio, całkiem poważnie traktował swój interes i póki co widział go we współpracy z Dronim. Ciekawe kiedy postanowi odgryźć rękę, która go karmi?

Po drugie, musiał zatrzeć ślady w sieci. W tej kwestii nieoceniona okazała się Nikita. Oprócz naturalnego talentu do nurkowania w Głębi posiadała wiele cech idealnego krawędziarza: żądze przygód, miłość do kasy, gorącą głowę i gorące ciało. Dzika, niebezpieczna, nieujarzmiona – jak huragan o tym samym imieniu szalejący nad Orlando.

Po trzecie, musiał załatwić więcej prochów. Droni połknął ostatnią porcję tabletek, po czym zwinął się w kłębek na brzegu łóżka. Rekrutacją ostatniego zawodnika zajmie się, jak tylko prześpi tą cholerną ulewę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz