Sonia i Jesse, iście piekielny duet, zawitali do biura Blacklunda z zapachem potu, dynamitu i taniej whisky. Wiedziałem, że się zgodzą - co najmniej jedno z nich nie śmierdziało groszem, a na tej piekielnej prerii za wszystko lepiej uregulować rachunki do końca. Chociaż obrzucili mnie sceptycznym spojrzeniem, nie przejąłem się ani trochę. Prędzej czy później polubią mnie - trudno nie lubić człowieka, który daje szansę na pozostanie na tym padole łez, krwi i potu.
Podróż do oddalonego o cztery dni Derby's Ford była sielanką - raz w kurzu, raz w błocie. Poznaliśmy się lepiej. Jesse - alkoholik, dobry człowiek w objęciach manitou whisky. Nie wiem, co go pchnęło w ramiona demona - zapewne przeszłość, może kobieta albo zmarły przyjaciel. Sonia - zachłanna, zapewne szulerka, dobre ciuszki, wygodne buty, gruba sakiewka... i to spojrzenie pełne ciekawości. Też ma swojego diabła, słyszałem jak szepcze.
Trzeciego dnia podróży towarzyszyło nam uczucie jakby coś za nami podążało. Nieznośny turkot z głębi ziemi - ustawał, gdy nasłuchiwaliśmy. Jak później dowiedział się Jesse, nieraz potężne bestie glizdowate podążają za podróżnikami na prerii. Nas nie zaatakowały. Może to dobry omen, hehehe...
![]() |
Czerwone niebo to też dobry omen (CC-BY-NC-SA carpetfibres) |
Wreszcie dotarliśmy do Derby's Ford miasteczka jakich wiele - jedno skrzyżowanie na szlaku handlowym zaowocowało dwoma hotelami, jak i niezłą spelunką. Doskonała organizacja moich towarzyszy ujawniła się szybko po przyjeździe. Jesse rozbierał się przed starszą panią w prywatnym lokalu i wedle tego, co mówił oboje byli zadowoleni. Sonia zaś znikła w hotelowym pokoju, którego głównym wyposażeniem było wielkie łoże z baldachimem. Ja zatopiłem ciało w bali gorącej wody zostając wspaniale obsłużony przez młodą, drobniutką i strasznie zawstydzoną służkę. Nic co piękne nie trwa wiecznie - podając mi ręcznik Sonia przypomniała o obowiązkach. Wciąż nie wiem, co ją tak ciekawiło: moje ciało czy blizny, którymi jest pokryte.
Jak ustaliłem wcześniej, Christopher, syn Blacklunda, przebywał w Kościele Ognia, sekcie prowadzonej przez Lady Cynthie Caster. Siedziba sekty znajdowała się trzy mile za miastem. Miejscowi nie narzekali specjalnie na sąsiadów, którzy zachowują spokój, płacą za towary i raczej nie opuszczają farmy.
Co ciekawe, gdy trzódka Lady Caster pojawiła się w okolicy, miejscowy ksiądz zaczął coraz częściej zaglądać do kieliszka. Rozmowa z księdzem niewiele dała. Gdy odprawił nas sugerując powrót rano, wyruszyliśmy na nocny zwiad na farmę Ognia. Udało się nam podsłuchać, że niebawem wyruszają na rytuał oczyszczenia. Coś o tym chłopak wspominał w liście do ojca - że odkupi winy za stratę matki.
Uwolnienie Chrisa z mocy Lady nie było łatwą sprawą. Podczas narady padało wiele pomysłów i co najmniej połowa dotyczyła spalenia, a to kościoła, a to całej farmy. Albo małego powstania miasteczka z księdzem na czele, gdyż klecha zdawał się odzyskiwać wigor słuchając naszych planów.
W końcu doszliśmy do porozumienia. Zabraliśmy księdza i ruszyliśmy otwarcie na farmę, jak się okazało już opuszczoną. W trakcie przeszukiwania natrafiliśmy na miejsce po dziwnym rytuale. Tam zaatakowały nas psy - psy, które uprzednio zostały wypatroszone, a ich ciała ponownie przywrócone do życia diabelską sztuczką. Zmagania były wielkie i dla spokoju ducha, żeby piekielne psy więcej nie powstały z martwych, puściliśmy dom Lady Caster z dymem. Niech się pali - hehe - z drugiej strony to ona jest ta od ognia...
Co ciekawe, gdy trzódka Lady Caster pojawiła się w okolicy, miejscowy ksiądz zaczął coraz częściej zaglądać do kieliszka. Rozmowa z księdzem niewiele dała. Gdy odprawił nas sugerując powrót rano, wyruszyliśmy na nocny zwiad na farmę Ognia. Udało się nam podsłuchać, że niebawem wyruszają na rytuał oczyszczenia. Coś o tym chłopak wspominał w liście do ojca - że odkupi winy za stratę matki.
Uwolnienie Chrisa z mocy Lady nie było łatwą sprawą. Podczas narady padało wiele pomysłów i co najmniej połowa dotyczyła spalenia, a to kościoła, a to całej farmy. Albo małego powstania miasteczka z księdzem na czele, gdyż klecha zdawał się odzyskiwać wigor słuchając naszych planów.
![]() |
Jesse i Szaman zacieśniają więzi z Matką Ziemią (CC-BY-ND Yan R.) |
Ruszyliśmy śladem sekty i po niedługim czasem wpakowaliśmy się w kolejną pułapkę. Szybka reakcja towarzyszy plus celne strzały powalające przeciwników przemówiły części napastników do rozsądku i rozproszyły wiedźmi czar. Dalszy pościg wyprowadził nas na głęboka prerię, gdzie rytuał oczyszczenia już trwał. Lady coś mamrocze, wyznawcy powtarzają pląsając dziko, a nam czas się kończy.
Jesse bez wahania wpakował w czarownicę i jej rewolwerowca tyle ołowiu, że udźwignąć byłoby ciężko. Sonia i dynamit w jej rękach przynosili równo zamieszanie i spustoszenie. Ja dałem się porwać duchom natury i w dzikim tańcu uwolniłem kilku z mocy czaru Lady. Krew, którą przelałem, pozwoliła ocalić kilka dusz. Ksiądz napełniony boską mocą nawracał opętanych i w końcu zabił tą przebrzydłą dziwkę, której zbrodnie prześladowały go od młodości. Mam nadzieję, że w końcu znalazł ukojenie, którego próżno szukał w kościele.
Szaman Siudym
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz