18 maja 2010

Karnawał #11 - Jak przestałem się martwić i pokochałem gadżety


Wychodzi na to, że aktywuję się tylko na co którąś edycję Karnawału i z radością spieszę poinformować o moich przemyśleniach. Jak zwykle na opak. Kwestię dodatków książkowych mogę podsumować następująco - uwielbiam opisy świata, miejsc, postaci, uwielbiam dodatki, które sprawiają, że czuję tętno wyimaginowanego świata, których każdy akapit inspiruje i rozbudza w mej głowię żądzę przygody. Te kryteria bez wątpienia spełniają podręczniki do Earthdawna, podobną przyjemność odczuwałem przeglądając dodatki do Delta Green. Z pewnością znalazłoby się więcej godnych polecenia pozycji, ale nie o tym będzie mowa. Odłóżmy zatem na półkę papierowe tomy - chociaż to o nich zazwyczaj mowa, gdy zajmujemy się tematem dodatków w RPG. Sięgnijmy po kostki, karty, figurki, mapy i inne wytwory ludzkiego rzemiosła.



Pierwsze D&D chwaliły się, że cieniutka książeczka, kilka kartek papieru, ołówek i fikuśna kostka to wszystko czego potrzeba nam do zabawy. To dobre zdanie, jeżeli chcemy pokazać jak oszczędnym hobby może być RPG. Niestety wiele osób/wydawnictw (zwłaszcza w Polsce) podchwyciło to zdanie, głosząc że wszelkie gadżety to przejaw zgniłej burżuazji i rozpasania. To, co było dobrym chwytem marketingowym, stało się żelazną regułą. W sztandarowym piśmie RPG, jakim była Magia i Miecz, pojawił się jeden gadżet-figurka na 103 wydane numery. Złoty Smok przez krótki czas swego żywota oferował pakiecik z bohaterami Zapomnianych Krain (nie mam pojęcia czy komukolwiek udało się go nabyć). Figurki stały się domeną bitewniaków. Trochę lepiej było z muzyką - pojawiały się stosowne artykuły jak układać playlisty i jakim dźwiękiem zażyć graczy, by włos im się na głowie zjeżył. Portal dorzucił nawet płytkę z różnymi odgłosami przydatnymi podczas sesji - niestety nigdy nie miałem okazji jej posłuchać. Podobnie było z mapami, dodawanymi głównie do przygód albo jako gadżet przy promocji nowej gry. W kategorii gadżetów stawiano na zdolności manualne Mistrza Gry publikując przepisy na starodawny papier i samouczki kreślenia starożytnych hieroglifów. Nawet gdy pojawiały się takie dodatki, jak karty skarbów czy sekstans (Earthdawn - podręcznik główny i dodatek Barsawia), bez pomocy nożyczek i kleju się nie obeszło. Przy założeniu, że udało nam się pokonać irracjonalny strach przed cięciem podręcznika. Generalnie pobrzmiewała jedna mantra: kartka, ołówek, kostka i wyobraźnia.
D&D


Nie mówię, że takie podejście jest czymś złym. Przez długi czas sprawdzało się bardzo dobrze. Nawet doskonale. W czasach, gdy grywało się w ciasnych pokojach, po piwnicach, w pociągowych przedziałach. Z wiekiem potrzeby się zmieniają, dziś wymagam sesji treściwej. Trudno pościć i pokutować przez całe życie. Choć dobry kucharz i z okrawków przygotuje pyszną wieczerzę, to czy nie warto, gdy portfel pozwala, zażyć trochę hedonistycznych przyjemności. W moim przypadku cały problem polegał na tym, żeby sobie uświadomić, że tak można grać, ale NIE TRZEBA. Wszak już w D&D pod płaszczykiem skromności oferowano też firmowe figurki.


Mój pierwszy poważny romans z gadżetami pojawił się wraz z Deadlands. Krótko mówiąc pokochałem tę grę za mechanikę tak pięknie współgrającą z konwencją. Pokochałem karty i sztony. Gdy moja postać sięgała po moce mistycznego pokera, ja jako gracz robiłem to samo dobierając karty z talii. Gdy ważyły się losy mojej postaci, ja ważyłem w dłoni sztony. Gadżety zrobiły pierwszy wyłom w mojej głowie. Były proste, były fajne, stymulowały wyobraźnie i dawały masę przyjemności. Mniej więcej w tym samym czasie zacząłem kreować postać wieszczka w świecie Warhammera. Jako że do podstawowych zadań owej postaci należało wróżenie, postanowiłem sobie dopomóc kartami przygód z planszówki Magia i Miecz. Muszę powiedzieć, że pomysł sprawdził się rewelacyjnie, dobierane na chybił-trafił karty przeistaczały się w "wielkie improwizacje", a seanse wróżenia stały się obowiązkowym punktem każdej sesji ku uciesze mojej i współgraczy. Niestety nie poszedłem wtedy tropem podobnych dodatków, traktując to jako jednorazową przygodę.
Mad Monk

Jakiś czas później do akcji wkroczyło wydawnictwo Wizkids. Ich gry, chociaż przeciętne pod względem mechaniki, kusiły oko pomysłowym wykonaniem - figurki superbohaterów, robotów i potworów, składane modele pirackich okrętów i statków kosmicznych. Bez wątpienia były (obecnie z całej gamy żyje tylko HeroClix) to produkty bardzo gadżeciarskie. Długo przymierzałem się do zakupów, ważąc za (wygląd) i przeciw (mechanika/kolekcjonerskość), ostatecznie spadek cen związany z upadkiem wydawnictwa zmobilizował mnie do zakupów. Zostałem z masą gadżetów i nikłą szansą pogrania na oryginalnych zasadach (wraz z upadkiem Wizkids, rozpadła się społeczność graczy, obecnie odbudowywana pod skrzydłami NECA Inc.).

Ostateczny cios został zadany całkiem niedawno. Znów za sprawą szeryfów z Pinnacle. Tak, mowa o Savage Worlds. Czytając artykuł Shane'a o tworzeniu gry, załapałem wreszcie, co mi chodzi po głowie. Zabawa z gadżetami. Wiedziałem już, co zrobić z figurkami i mapami z HorrorClix. Z limitowaną edycją Dzikich Światów dostałem kolorowe wzorniki. Grzebiąc w sieci odnajdywałem kolejne strony z dodatkami - mapy i karty od Paizo i innych, jednostronicowe podziemia, plaskacze i pełnowymiarowe figurki, kostki, kredki etc.

Tak oto przestałem się martwić i pokochałem gadżety.

Każdy musi sobie sam odpowiedzieć na pytanie czy używać gadżetów na swoich sesjach czy nie. Na pewno warto spróbować wrzucając na sesje pojedyncze dodatki - scenę walki z użyciem figurek/plaskaczy, mapę skarbów, karty inspirujące podczas tworzenia przerywników. Miłośnicy walki taktycznej pokochają figurki i mapy. Dla osób z żyłką kolekcjonerską nie lada gratką będą karty skarbów. Zastosowań jest multum. Niestety do zagadnienia trzeba też podejść od strony portfela. Ile można wydać na podobne przyjemności? Na które gadżety warto wydać ciężko zarobione pieniądze, a które lepiej przygotować własnym sumptem, personalizując dla potrzeb kampanii? Niektórzy mogą też obawiać się zdominowania gry przez gadżety. Cóż, umiar zawsze był cnotą. A z resztą... ! Skoro się dobrze bawimy, to czemu nie?

PS. Chodzi mi po głowie kampania piracka z wykorzystaniem statków i terenów z Pirates oraz kart skarbów. Ciekawe może być też połączenie kafelków z Carcassonne i figurek z np. Mighty Empires do wykreowania sandboxa. Może uda mi się podzielić pomysłami.
Carcassonne





1 komentarz:

  1. Komentarze przeniesione z Opery:

    Omlet # 20. May 2010, 19:24
    Bardzo ładne plaguebearery :D

    Ramel # 22. May 2010, 08:48
    Fajne figsy, a te kwadraty pod nimi to wlasnie Carcassone?
    Tak na marginesie, w Pirates of the Spanish Main (i 50F) masz mape heksowa i plywasz sobie po niej :)
    No i wielkie dzieki za podlinkowanie, ciesze sie, ze moglismy jakos zainspirowac :)

    Wedrowycz # 22. May 2010, 10:06
    Świetny wpis, dużo ciekawych linków. Wielkie dzięki!
    Oprócz tego chciałbym ze swej strony polecić takie oto makiety.
    http://www.worldworksgames.com/store/ Sam ich niestety w praktyce nie testowałem, ale wyglądają świetnie.

    Misiołak # 22. May 2010, 12:03
    Ostatni obrazek to właśnie Carcassonne i figurki z Warhammera - niestety nie mam swojej kolekcji pod ręką, żeby coś zmontować, więc korzystałem z zasobów Boardgamegeek. Linków znalazłoby się więcej, ale nie bardzo jest gdzie przyczepić - może zrobię jakąś zgrabną listę. Dzięki za kolejne pomysły.

    Ramel # 22. May 2010, 14:23
    Ja stosowalem WWG - bardzo fajne, tylko ciezko sie skleja. http://picasaweb.google.pl/pkorys tu sa zdjecia, z moich roznych sesji, ja uzywam rozne makiety.

    OdpowiedzUsuń